W drodze do Lizbony - przystanek w Estoril, czyli niecałe 25 km od Lizbony. Przyjechaliśmy tam my - młodzież pijarska i młodzież pijarska z caaaaaaaałego świata na Dzień Kalasantyński.
Przyjechały grupy z Brazylii, Hiszpanii, Chile, Republiki Dominikańskiej, Meksyku, Kamerunu, Argentyny, Portotyko, Polski, Austrii, Węgier, Puerto Rico-USA i Kuby - razem 500 osób. Hasłem tego dnia były słowa: Rise up.
Na początku powitanie, czyli każda z grup przedstawiła swoją grupę tańcem, występem, grą, zabawą. To było istne szaleństwo. Zaśpiewaliśmy też "Sto lat" w pięciu językach, bo jeden z uczestników z Austrii miał urodziny. Po tych szaleństwach podzieliliśmy się na międzynarodowe grupy, gdzie poznaliśmy się szybko: przedstawiliśmy się, powiedzieliśmy skąd przyjechaliśmy.
Kluczowym momentem była Eucharystia pod przewodnictwem o. Generała Pedro Aguado. O. Generał zostawił nas z trzema słowami: módl się, dziel się sobą z innymi i ruszaj w drogę. Dodał również: Pan Bóg oczekuje, żebyś zawsze był w ruchu. Ruszaj w drogę bez zwłoki, teraz, kiedy jesteś młody, już. Nigdy nie będziesz zbyt młody, by odpowiedzieć Jezusowi na wezwanie. Bóg zawsze oczekuje od nas czegoś większego niż my sami.
Po uczcie dla ducha, czas na coś dla ciała - obiad, a na deser pyszne Pastéis de nata, tradycyjne budyniowe babeczki z ciasta francuskiego. Byliśmy gotowi na koncert zespołu Abramo's Band, który porwał wszystkich do dobrej zabawy.
I tak przyszedł czas na pożegnanie się z młodzieżą pijarską z całego świata. Krótkie, ale bardzo owocne spotkanie.
Ruszyliśmy w drogę do Lizbony. Już na przystanku kolejowym w Estoril nie całej naszej grupie udało się wejść do pociągu z powodu niezliczonych pielgrzymów jadących już pociągiem. Ale to nie przeszkodziło nam w dotarciu na miejsce naszego noclegu, czyli do parafii Olivais, gdzie skierowano nas do szkoły. I tak zaczęliśmy naszą tygodniową przygodę podczas tygodnia w Lizbonie.