Dzień rozpoczęty Eucharystią i zachowany w klimacie modlitewnym nawet podczas przeprawy korytem rzeki, z którą zmierzamy się, idąc pod prąd. Mmmm, zapach grillowanej kiełbaski i świeżego ludzkiego ciała – ale my nie damy się zbałamucić. Bo cóż może się równać z „niedzielnym obiadkiem” i kiełbachą z ognicha?
Ze łzami w oczach żegnamy rodzinkę Wąsaczów i ich, dający nam ulgę w cierpieniu, samochód. A po 23.00, gdy zerwał się wiatr i nad obozowiskiem zatoczyły krąg burzowe chmury, każdego prześladuje jedno, bardzo ważne pytanie: czy namiot wytrzyma…?