Z dziennika Pijar Camp... Piątek, 6 lipca 2012 r.
Początkowy plan miał nas pokierować na najwyższy szczyt w okolicy, ale...
...nieogarnięta liczba odcisków, odparzeń i innych obozowych dolegliwości oraz niedające chwili wytchnienia palące Słońce, zmusiło nas do wizyty w sklepie.
Początkowy plan miał nas pokierować na najwyższy szczyt w okolicy, ale nieogarnięta liczba odcisków, odparzeń i innych obozowych dolegliwości oraz niedające chwili wytchnienia palące Słońce, zmusiło nas do wizyty w sklepie. Po co chodzić skoro można jechać – akcja „łap stopa” jak najbardziej aktualna. Po orzeźwiających zakupach moc wrażeń zapewnia gra „Zgadnij kim jesteś”, w której o. Tomasz A. ujawnia ukrytą naturę Lady Gagi, a pan profesor wciela się w postać Małej Syrenki (fryzura pasujeJ).
W czasie wieczornej integracji przy opowieściach o śmiesznych akcentach z życia uczestników, przy superśmiesznych żartach jednego z rzeszowskich koksów dołącza do nas rodzinka Wąsaczy, a z nią pulpety w sosie pomidorowym, dwie blachy ciasta, rogaliki i trzy wielkie arbuzy. Oj tam, wielki nam dzień postu! Wielkie słowa – POST!
Skoro tylko zaszło Słońce, podzieleni na cztery grupy, rozpoczynamy rywalizację o tytuł mistrzów obozu. Pierwsza konkurencja – kalambury, a tam jak zwykle dzikie dziedziny i jeszcze bardziej egzotyczne hasła. Potem rzut ulubionym przez obozowiczów pakietem żywieniowym i na koniec typowe męskie plecenie wianków i iście kobiece ciosanie patyków do pieczenia kiełbasek.