Z dziennika Pijar Camp... Środa, 4 lipca 2012 r.
Bez ciężkich plecaków i namiotów idziemy zobaczyć co w okolicach „piszczy”.
Poruszając się wzdłuż granicy ze Słowacją, przedzieramy się przez sięgające szyi chaszcze.
Były sobie piękne i gładkie nogi… Raz na górce, raz w dolinie, a końca drogi nie widać. A na mecie… LODY w Delikatesach Centrum w Komańczy. Powrót PKS-em miał być nagrodą i jednocześnie ucieczką przed nadciągającą burzą, ale trochę nam uciekł J. Dzielimy się na teamy trzyosobowe i rozpoczynamy wyścig o stopa do Moszczańca. Dwóm grupom poszczęściło się i za sprawą Józefa i Bogdana dotarli do samego Jasiela.
Była też i grupa, która wylądowała w Jaśliskach. Ostatecznie jednak wszyscy dobrnęli do obozowiska, a tam w damskim wydaniu Bitwa – (Wodna) Wojna, a w męskim: Gej – party.
Wieczorem wielkie świętowanie przy torcie i szampanie 18-tki Ramony oraz 50-tki Rajmunda w towarzystwie szalonych górskich rowerzystów.