Kiedy co wolniejsi pakowali bagaże, troje z nas zdążyło rozegrać wybory Miss Mokrego Podkoszulka. Rywalizacja, bardzo wyrównana, najprawdopodobniej nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięta.
Poczuliśmy wolność i zapakowani butlą gazową, siekierą i garnkiem wyruszamy do Jasiela. Tak, tak… na plecach mamy cały obóz.
Schodzimy sobie z góry, a tu raptem mija nas ekipa rowerzystów. O co chodzi? Rowery? TUTAJ??
Kierowani chęcią schłodzenia się w górskim strumieniu wchodzimy na ostatni odcinek szlaku, prowadzącego do totalnego pustkowia. Ani kawałka zabudowań, ani krzty cywilizacji, ani kreski zasięgu – tak, w skrócie, można opisać Dolinę Jasiela. Ale szczerze, nigdzie indziej nie znajdziemy tak czystej strumiennej wody, co zaskoczyło nas równie mocno jak ponowne spotkanie rowerzystów.