Jedzie, jedzie mały kolarz

Jedzie, jedzie mały kolarz

Z dziennika Pijar Camp... Wtorek, 3 lipca 2012 r. 
Wcześnie rano obudziło nas rżenie dzikich koni (niektórych wcześniej obudziło wycie wilków). 

Kiedy co wolniejsi pakowali bagaże, troje z nas zdążyło rozegrać wybory Miss Mokrego Podkoszulka. Rywalizacja, bardzo wyrównana, najprawdopodobniej nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięta.  

Poczuliśmy wolność i zapakowani butlą gazową, siekierą i garnkiem wyruszamy do Jasiela. Tak, tak… na plecach mamy cały obóz.

Schodzimy sobie z góry, a tu raptem mija nas ekipa rowerzystów. O co chodzi? Rowery? TUTAJ??

Kierowani chęcią schłodzenia się w górskim strumieniu wchodzimy na ostatni odcinek szlaku, prowadzącego do totalnego pustkowia. Ani kawałka zabudowań, ani krzty cywilizacji, ani kreski zasięgu – tak, w skrócie, można opisać Dolinę Jasiela. Ale szczerze, nigdzie indziej nie znajdziemy tak czystej strumiennej wody, co zaskoczyło nas równie mocno jak ponowne spotkanie rowerzystów.